Sen i widzenie w
nieświadomości
Pewnej nocy śnił mi się krzyż.
Po plecach przeszły mnie ciarki,
Jakoś tak – uniósł się wzwyż,
I spadł na moje barki.
W ciężkiej chorobie byłam tam,
Gdzie są szerokie zielone pastwiska.
I światłość tę skądś już znam.
I wieczna radość już bliska.
Po zielonej drodze srebrzyła się woda,
Wyglądała jak falująca niebieska wstążka.
Ja byłam dzieckiem – może bardzo młoda?
Pan Jezus, Matka Boża i cudna szata królewska.
Byłam przez Nich trzymana za rękę
Lecz ich nie widziałam
Czułam wyjątkowo lekkie serce
Idąc w środku, wesoło podskakiwałam
Lecz droga kończyła swe istnienie
Z lewej strony promienie ją oświetlały
Cudowne, piękne zielone przestrzenie
I błękitne źródełka, które urzekały
Obok stał kwitnący krzak dzikiej róży,
Był ogromny jak płomień światła.
Biała skrząca sukienka i niebieski płaszcz Boży
I wtedy światłość zgasła.
- Znalazłam się na chirurgii,
Wśród bieli płaszczy lekarzy.
Mam nadzieję, że dzięki religii,
Cud łez jeszcze się zdarzy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz